piątek, 19 listopada 2010

JAKI W KOŃCU JEST TEN MÓJ KANDYDAT?

Piątek. Ostatni dzień kampanii. Ostatni dzień przed ciszą wyborczą. Przydało by się jakieś podsumowanie. Jaki jest zatem mój kandydat, na którego zdecydowałabym się oddać głos? No cóż, nie ma takiego.

Kampania wyborcza to okres promocji produktu, który obywatel może kupić wrzucając głos do urny. Niestety, dzięki prawnym zapisom udoskonalanym przez nasz sejm nie ma gwarancji czy owy produkt będzie działał zgodnie z opisem. Oczywiście można się łudzić, że tym razem będzie inaczej jednak to tylko marzenia. Rzeczywistość odbiega od wyobrażenia i to znacznie.

Obiecanki, które padały z ust różnych kandydatów, czy to na radnych czy na prezydenta można traktować jako swojego rodzaju wizję możliwą do spełnienia tylko w jednym momencie. Radny musi znaleźć się w rządzącej większości,  natomiast przyszły prezydent będzie miał poparcie swojego ugrupowania. Inaczej figa z makiem. Chociaż nie wiem jakby się nie zarzekali kandydaci na wszystkie stanowiska bez większości nic się nie uda zrobić w tym mieście, nawet z powszechną podczas tej kampanii "zgodą na porozumienie się ponad podziałami". Polecam komentarz Andrzeja Kopcia

źródło: Tygodnik 7 Dni

Podobieństwo komitetów wyborczych ogranicza się do mówienia o dialogu oraz białego tła, na którym fotografują się kandydaci. Cała reszta ich dzieli. Jeżeli nie wszystkich i nie we wszystkim to na pewno w sporej części. Proszę zwrócić uwagę, że SLD ograniczyło się do kilku punktów, które chciałoby zrealizować wiedząc, że o konkretach można mówić tylko i wyłącznie jak się jest u steru, widać to również w programach wyborczych ich kandydatów. Podobnie uczyniło PSL oraz PiS, którego program można przeczytać jedynie w analizie udostępnionej na stronie dra Tomaszka. Reszta komitetów zadowoliła się opublikowaniem ogólnikowych haseł.

Czy zatem warto iść na wybory i oddać głos mając świadomość, że tak na prawdę nie wiadomo na co głosujemy? Czy kiedykolwiek doczekamy się wdrożenia okręgów jednomandatowych tak abyśmy głosowali na osoby znane z tego, że działają, a nie uśmiechają się do nas po raz pierwszy z ulotek i plakatów?

Czy doczekamy się zaistnienia powszechnych referendów, demokracji uczestniczącej, momentu gdy władze będą konsultowały swoje decyzje z obywatelami za każdym razem kiedy sprawa będzie go dotyczyła?  Przecież mandat, który im dajemy to tak na prawdę carta in blanco. Nie ma programów, to tylko hasła ograniczające się w większości do stwierdzenia, że BĘDZIE LEPIEJ. Oczywiście  w podtekście - JAK NAS WYBIERZECIE.

KAMIL NOWAK - MÓJ KANDYDAT przerwał mi i powiedział, że oszalałam, że moje działanie jest aspołeczne, anty obywatelskie i anty Polskie. I że co to znaczy, że obywatele mają się zastanawiać czy to ma w ogóle sens? A kto Ich się, kurwa pyta o zdanie? Mają napierdalać do urny i wrzucać karty. W końcu to jest właśnie demokracja.

Chyba nie wyobrażam sobie, że jeżeli NASZ KANDYDAT zostanie prezydentem i powie - nasze działania mają akceptację społeczną ponieważ posiadamy mandat zaufania dany nam przez społeczeństwo przy urnie- nie będzie poklasku. Przecież nikt nie powinien wtedy pisnąć o frekwencji wyborczej, o nieważnych głosach jako sprzeciwie uprawianej polityki czy legitymizacji władzy!

  Kobieto, zastanów się co Ty mówisz!.


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz